wtorek, 5 marca 2013

Nieoczekiwane zmiany.

Zdajesz sobie sprawę jaką rzadkością jest wypożyczenie w bibliotece książki jako pierwszy czytelnik? Tak właśnie się stało w przypadku książki Georgii Bockoven o dość tajemniczym tytule "Rok, który wszystko zmienił".
Istniała szansa, że po kilku pierwszych, enigmatycznych rozdziałach zostanie odłożona na półkę z napisem "rozczarowania", ale... no właśnie opłaciła się czytelnicza determinacja i kolejne strony "łykałam" z przyjemnością. Całe pięćset stron zajęło mi zaledwie kilka godzin i z przyjemnością skończyłam ostatni rozdział przy porannej kawie.
Cztery kobiety, które z pozoru  nie łączy nic spotykają się w kancelarii adwokackiej w Sacramento. Jest Rachel- filar korporacyjny, której życie obróciło się w proch, po newsie pseudo-przyjaciółki dotyczącego jej męża. Jest Elizabeth- kura domowa, w jej rodzinnych relacjach nie dojrzysz szczypty asertywności. Ginger- kobieta o nieprzęciętnej urodzie od kilku lat pełniąca rolę tej "trzeciej". Pyskata Christina- filmowiec, która sponsoruje nie tylko niezależny film, ale też swojego chłopaka-pasożyta. Już w holu okazuje się, że łączy je więcej niż mogły przypuszczać. Są siostrami.
 Poznasz też Lucy- prawniczkę , ale przede wszystkim jego dozgonną przyjaciółkę. Aby uszczęśliwić Jessiego i spełnić jego wolę posunie się do oszustwa, za które może słono zapłacić.
Umierający Jessi postanawia przed śmiercią poznać swoje córki i powiedzieć im dlaczego zniknął z ich życia. Jak się można domyślać, żadna z kobiet nie była zachwycona zaistniałą sytuacją. Wrogość i żal były odczuwalne przez większość lektury. Sama nie pałałam sympatią do sprawcy całego zamieszania.
 Ojciec odchodzi. Siostry nie wyrażają żadnej chęci zaistnienia jako rodzina. Czystą formalnością miało być odczytanie testamentu. Okazuje się, że biznesmen zgromadził ogromne środki, które przekaże organizacjom charytatywnym i swoim córkom, ale pod pewnymi warunkami. Przez kolejne kilka miesięcy, na początku niechętnie, później z większym zaangażowaniem spotykają się, poznają i stają prawdziwą rodziną. Zarówno Lucy jak i Jessie byli by dumni z osiągniętych rezultatów swoich działań. Nie zdradzę więcej, by nie popsuć Ci przyjemności poznawania eksplozji emocji towarzyszącej bohaterom. Usiądź wygodnie w fotelu z książką i posłuchaj skomplikowanej historii życia Jessiego i jego fantastycznych córek.
Może i zakończenie jest przewidywalne, ale autorka postarała się by językowo i narracyjnie czytelnik nie poczuł się zaniedbany. Dla niektórych opowieść ta będzie bardziej motywująca i konkretna niż niejeden poradnik z cyklu "Jak podnieść się po przegranej?". Los żadnego z nas nie prowadzi tylko ukwieconą łąką. Zdarzają się błotniste bezdroża a nawet strome urwiska. Oczekując, że życie będzie tylko kolorowe i słodkie doznamy większej dawki rozczarowań i cierpienia, niż wtedy kiedy mamy świadomość niespodziewanych komplikacji. Czasem trwających dłużej niż jeden rozdział...

"-Musi pani zrozumieć jedną rzecz odnośnie do moich relacji z pani ojcem, pani Reynolds. Jestem jego prawniczką, ale przede wszystkim przyjaźnimy się. O ile mi wiadomo, chętnie się z panią spotka, nie pozwolę jednak, by nękała go rozwścieczona kobieta, która najwyraźniej nie potrafi zrozumieć, że oddanie dziecka do adopcji może być przejawem miłości. Nie zostało mu wiele czasu, a ja chcę , żeby przeżył go najspokojniej, jak to możliwe.
 -Nie zrobił, na mnie wrażenia człowieka, który wiódł spokojne życie. Trudno mi uwierzyć, że zależy mu na tak spokojnej śmierci. A już z pewnością nie wygląda na mężczyznę, który życzyłby sobie, żeby kobieta wtrącała się w jego sprawy."

Czy Jessie to bezwzględny i wyrachowany człowiek, który kaja się przed śmiercią? A może przedsiębiorczy chłopak z nieprawdopodobnym bagażem doświadczeń, który kilkukrotnie skręcił w niewłaściwą drogę?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz