czwartek, 28 lutego 2013

Antidotum na chandrę.


Jeśli jeszcze nie zdarzyło Ci się czytać niczego co wyszło spod pióra tego autora, to przy najbliższej okazji koniecznie to nadrób. Jak mówi sam tytuł wpisu E.E. Schmitt - jego plastyczny i niezwykle żywy styl potrafi być odtrutką na wszystko co nijakie. Nie myśl sobie, że to będą cukrowe opowieści o księżniczkach, wręcz przeciwnie. W "Trucicielce" znajdziesz całe spectrum mroku i cieni ludzkiej duszy opisane w wyrafinowany sposób. Kiedy zbiór czterech opowiadań ( plus mały pamiętnik autora) trafił w moje dłonie, krew znów zaczęła krążyć po moim ciele, uśpiona wcześniej przygodą z Pamukiem.

Pierwsza jest tytułowa "Trucicielka", czyli historia staruszki podejrzanej o zabicie swoich trzech mężów i kochanka, za co nie została nigdy skazana. Marie Maurestier jest atrakcją turystyczną małego, francuskiego miasteczka i wiedzie spokojny żywot, aż do momentu przybycia nowego księga. Młody, przystojny, pełen zrozumienia dla swoich parafian staje się obsesją bohaterki. Czym ona zwróci na siebie uwagę ciepłego duchownego? Czy nadejdzie odkupienie win? Tego Ci nie zdradzę.

wtorek, 26 lutego 2013

Patchworkowa istota.


Myślisz, że tylko Ciebie dopadło zdziwienie moją aktywnością na blogu?A skąd! Sama zdumiona zerkam na zapisane a jeszcze nie opublikowane posty (tak, są i takie) . Dodatkowo postanowiłam, że czasem  swoje wpisy będę ilustrowała własnoręcznie, co możesz zauważyć powyżej. Talentu nie posiadam, ale chciałam je podkreślić bardzo osobisty charakter mojego bloga. Jestem pewna, że zrozumiesz. Myślisz, że to już wiosna? W duszy na pewno!
Do sedna! Od pewnego czasu chodzi za mną myśl (nie ma w tym samozachwytu), że jestem złożona z różnych  doświadczeń i emocji,  zupełnie jak patchworkowa kołdra czy poduszka. Są patchworkowe rodziny to dlaczego nie mogą być patchworkowe istoty? Powiesz, że nic szczególnego nie odkryłam, przecież każdy konstrukcję ma podobną, a różnimy się kolorami albo wielkościami poszczególnych "skrawków". Masz rację! Chcę tylko podzielić się z Tobą tym, jak wiele daje mi satysfakcji poznawanie intensywności barw części składowych mojej "sukienki" albo odkrywanie całkiem nowych- dostrzeżonych gdy stoję plecami do lustra. Są też te zapomniane. Ostatnio pomiędzy łopatkami zobaczyłam swoją asertywność, a gdzieś wyżej na karku optymizm i postanowiłam znów z nich korzystać. Kreatywność odrobinę zakrył śnieg, który skrzętnie usunęłam.
Złapałam się na tym, że uśmiech na mojej twarzy jest odruchem bezwarunkowym a nie objawem fantastycznego humoru! Wyobrażasz sobie? Gdzie moja energia i działanie? Przykryła ją plama? A może budzi się z zimowego snu? No tak! Widzę jak się przeciąga i lezie niechętnie! Grunt, że się odnalazła!
A Ty przyglądasz się czasem swoim "łatkom'? Przyznaj się, które zostały zapomniane?

poniedziałek, 25 lutego 2013

Miniaturzysta pedofil?


Po szybkich i ciekawych opowiadaniach Pilipiuka z dziwnością w tle, nadszedł czas na opasły tom
 " Nazywam się czerwień" noblisty Orhana Pamuka. Jeśli jesteś wielbicielem historii rodem z "Tysiąca i jednej nocy" to książka dla Ciebie. Turecki pisarz oddał pewnego rodzaju hołd sztuce opisując historię tworzenia niezwykłej księgi będącej połączeniem techniki wschodu i zachodu, co oburzyło pewne środowiska i doprowadziło do krwawych wydarzeń. Co dla jednych było odkrywcze dla innych było bluźniercze i nie do zaakceptowania. Pełna egzotyki powieść o zabarwieniu kryminalnym przenosi nas do Stambułu w czasy osmańskich miniaturzystów. Jak zwykle mam w zwyczaju  recenzji nie czytałam, więc byłam zaskoczona niekonwencjonalną fabułą i narracją przekazywaną sobie pomiędzy postaciami. Historia zbrodni pokazana z perspektywy mordercy, ofiary, żydowskiej handlarki czy rozdartej emocjonalnie Sekure przyznam była absorbująca. Czytelnik staje się detektywem otrzymując od autora pojedyńcze wskazówki potrzebne do rozwikłania zagadki. Co było dość trudne do samego końca. W każdym słowie szukałam odpowiedzi na pojawiające się w mojej głowie pytania. Wędrowałam myślami wokół trójki podejrzanych Motyla, Oliwki i Bociana.

środa, 20 lutego 2013

Poznałam pióro Pilipiuka.




Jak wiesz już dobrze, piszę tylko wtedy kiedy mam o czym. A nie jak mówi "higiena bloga" codziennie. Ach, ta moja przewrotność i buntownicze alter ego ( może kiedyś o nim napiszę;)). Dziś nastał kolejny czas. Czas na to by podzielić się z Tobą opinią o książce Andrzeja Pilipiuka "Szewc z Lichtenrade". Tytułem wstępu powiem tylko, że to czytadło wpadło w ręce me podczas wizyty w Bibliotece Miejskiej kiedy to okazało się, że żadna z zamówionych przeze mnie pozycji nie wróciła. Z niezadowoleniem sięgnęłam na półkę zwrotów i wyciągnęłam "Szewca..". Nie czytałam opisu, nie kojarzyłam autora, stwierdziłam po prostu -poznam kogoś nowego. Tak też się stało.
Niespełna 40-letni autor, archeolog z wykształcenia zadebiutował w 2006 r. opowiadaniem "Hiena"- przypadł mi do gustu. Najbardziej znane są opowiadania o Jakubie Wędrowyczu -bimbrowniku oraz cykl o kuzynkach Kruszewskich  trafiły na listę 'do przeczytania'. W swoich utworach łączy wątki historyczne, naukowe z ciekawą fabułą.

wtorek, 12 lutego 2013

Zielona wyspa?

Przy kubku ciepłej, białej kawy orzeźwiona jeszcze zimowym (WTF!) powietrzem pisze do Ciebie w bardzo istotnej sprawie. Możliwe, że sytuacja dotyczyła, dotyczy bądź będzie dotyczyła również Ciebie. Mam jednak nadzieję, że nie. Dlaczego? Jaka to sytuacja? Rynek pracy w tym naszym "mlekiem i miodem płynącym" Eldorado to fikcja. Od kilku ładnych miesięcy jestem nie tylko jego biernym obserwatorem, ale aktywnym poszukiwaczem.Niezależnie od kwalifikacji, doświadczenia i chęci znalezienia zajęcia sytuacja jest wybitnie "niekolorowa".

sobota, 9 lutego 2013

Fucking voices!

Zdarza Ci się słyszeć wewnętrzne głosy? W jakich sytuacjach? Ich liczba wzrasta w momentach zagrożenia , niepewności czy w stanach melancholii? Słuchasz ich czy ignorujesz?
Mówić chcę o głosach słyszanych przez każdego z nas. Co z tym robimy jest sprawą indywidualną. Zupełnie niesłusznie przyznanie się do ich obecności i rozmowa o nich jest tabu ze względu na postrzeganie jako objaw zaburzeń zdrowia psychicznego np. schizofrenii. Jednak jest w tym wiele złego PR`u jak to często bywa. Według wszelkiej informacji głosów wewnętrznych ignorować nie trzeba a nawet nie można. Są wyrazem naszej intuicji, obaw czy "sumienie". Ile korzyści może przynieść dialog z nimi zależy od nas samych.

piątek, 8 lutego 2013

Co chcesz usłyszeć?

Dzień teoretycznie na minusie w kwestii biorytmu intelektualnego, ale tylko teoretycznie co potwierdza, ze takie sprawdzanie biorytmu jest zupełnie nietrafione. Nigdy więcej! Przypilnuj mnie proszę!
 Dzień pełen filozoficznych i egzystencjalnych pytań, myśli i...okoliczności. Sprowokowana pytaniem, które widzisz w tytule postanowiłam właśnie o tym napisać do Ciebie. Nie uważasz, że zbyt często zastanawiamy się nad tym co chcemy usłyszeć a nie na tym co chce powiedzieć i przekazać rozmówca? Jestem przekonana, że właśnie z tego wynika część nieporozumień a nawet konfliktów. Zastanawiałeś się nad tym? Nasze oczekiwania i wiara w to, że druga strona wie co myślimy i czujemy są z ł u d z e n i e m! Ciężko się z tym pogodzić? Chyba łatwiej niż z rozczarowaniem po fakcie. Dbam o precyzję słowa, aby jak najmniej niedomówień i nadinterpretacji mogło się zdarzyć a i tak nie daje to pewności na formę odbioru. Ja chcę usłyszeć to co chcesz mi powiedzieć. A jaki Ty masz sposób? 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Czy to już wiosna?

Mamy poniedziałek (wiesz, że to mój ulubiony dzień) 4 lutego i ja od kilku dni zaczynam czuć w powietrzu pierwsze sygnały wiosny. Mimo, iż weekend spędzony w większości w domu  pod znakiem kichania udało mi się wyłapać to lżejsze powietrze, które kojarzy mi się z nadchodzącymi zmianami. Czy nie zapeszę mówiąc, że wiosna już niedaleko? Nie sądzę. Sam moment odczuwania zmian kiedy w powietrzu czuć już nie tylko obietnicę mroźnej nocy a ziemię, która zaczyna oddychać uwalniana lodowego odrętwienia jest fenomenalny. Może też tak masz? To właśnie wtedy zaczyna mnie cieszyć i wiem, że niedługo (kilka miesięcy szybko minie) zobaczę intensywnie żółte pola rzepaku, które co prawda męczą oczy, ale radują duszę.Wycieczki rowerowe to wręcz konieczność, by móc na bieżąco obserwować budzący się świat. głębszy i bardziej świadomy.  Co roku jest tak, że z tym światem budzę się i ja. Zima hibernuje moje emocje i energię. Często powtarzam, że jak niedźwiadek powinnam zapadać w sen zimowy, bo mobilizacja spada niemiłosiernie. Misiowe usposobienie każe mi wtedy szukać ciepła pod kocykiem z ciepłą herbata i książką, co często kończy się mruczącym drzemaniem. Zamiennie z książką stosuję film lub program i  na ten moment mogę Ci tylko polecić serię dokumentalną "II wojna światowa w kolorze". Cała reszta obejrzanych przeze mnie ostatnio produkcji trafiła do szuflady "never ever". Rozumiesz zatem fakt, że szybciej wyłapuję- dla innych pewnie jeszcze nieodczuwalną -wiosnę. A wraz z nią każdego dnia budzi się we mnie nowa energia, której zwłaszcza teraz mi potrzeba. Wybacz więc moją nadgorliwość w kwestii doszukiwania się symptomów zmiany pór roku. W tym roku wyglądam jej szczególnie niecierpliwie.

Czym zaczytywałam się w weekend? Przeczytaj mój artykuł Worldwork - Nowoczesna terapia grupowa.

W zakładce czego słucham znajdziesz nową, muzyczną propozycję. A teraz już życzę Ci tygodnia pełnego samych pozytywności.

PS. Towarzyszący wpisowi obrazek to wspomnienie z kwietnia 2012 r "Wiosenny Pan Łabądź"