poniedziałek, 25 lutego 2013

Miniaturzysta pedofil?


Po szybkich i ciekawych opowiadaniach Pilipiuka z dziwnością w tle, nadszedł czas na opasły tom
 " Nazywam się czerwień" noblisty Orhana Pamuka. Jeśli jesteś wielbicielem historii rodem z "Tysiąca i jednej nocy" to książka dla Ciebie. Turecki pisarz oddał pewnego rodzaju hołd sztuce opisując historię tworzenia niezwykłej księgi będącej połączeniem techniki wschodu i zachodu, co oburzyło pewne środowiska i doprowadziło do krwawych wydarzeń. Co dla jednych było odkrywcze dla innych było bluźniercze i nie do zaakceptowania. Pełna egzotyki powieść o zabarwieniu kryminalnym przenosi nas do Stambułu w czasy osmańskich miniaturzystów. Jak zwykle mam w zwyczaju  recenzji nie czytałam, więc byłam zaskoczona niekonwencjonalną fabułą i narracją przekazywaną sobie pomiędzy postaciami. Historia zbrodni pokazana z perspektywy mordercy, ofiary, żydowskiej handlarki czy rozdartej emocjonalnie Sekure przyznam była absorbująca. Czytelnik staje się detektywem otrzymując od autora pojedyńcze wskazówki potrzebne do rozwikłania zagadki. Co było dość trudne do samego końca. W każdym słowie szukałam odpowiedzi na pojawiające się w mojej głowie pytania. Wędrowałam myślami wokół trójki podejrzanych Motyla, Oliwki i Bociana.
" Muszę przyznać,
że w obecnej sytuacji przekonanie to stwarza problem, dlatego kryję się
pod pseudonimem troskliwie nadanym mi przez
mistrza Osmana i używanym przez Wuja, któremu także się
spodobał. I nie chciałbym, żebyście odkryli, czy jestem Motylem, Oliwką,
czy Bocianem. Gdybyście się zorientowali, kim
jestem, nie zawahalibyście się posłać mnie na tortury sułtańskiej gwardii.
Dlatego muszę uważać na to, co mówię i myślę.
Bo nawet gdy jedynie rozmyślam, czuję, że mnie bacznie obserwujecie.
Nie mogę sobie pozwolić na kontemplację moich
frasunków czy obciążających mnie szczegółów."
Gdybym teraz zakończyła swoją opinię o tej książce byłaby zdecydowanie niepełna. Koniecznością jest zaakcentowanie roli wszechobecnej sztuki, której historia i wartość podkreślana jest nieustannie. Bogate opisy tworzonych ilustracji, całych manuskryptów, talent artystów aż wylewają się z treści. Każde muśnięcie maczanym w kałamarzu pędzlem z włosia kocich uszu przedstawiane jest jak ceremonia.  Zagmatwane losy poszczególnych arcydzieł utalentowanych rysowników- natchnionych przez Allaha- w połączeniu z filozoficznymi dylematami niejednego pewnie potrafią zanudzić. Wymienianie kolejnych sułtanów, paszów i konfliktów między nimi wywoływały subtelne ziewanie. Znajdziesz cały wachlarz dylematów i rozterek bohaterów. Dowiesz się jak ogromne było pragnienie ślepoty wśród twórców i z czego to wynikało.

Pojawia się również romans jednak bardziej jako tło lub katalizator pewnych zdarzeń, więc za wiele o nim mówić nie będę. Sporo w nim wyrachowania a mało emocji zwłaszcza ze strony Sekure, której nie polubiłam. Mało namiętności, pseudo-duma czy porywczość adoratorów 'najpiękniejszej' towarzyszyła wątkowi miłosnemu. Jak dla mnie- średnio.

Przyznam, że stworzenie niezwykłej konstrukcji powieści było nie lada wyzwaniem. Mnóstwo szczegółów, zmiana narratora, dbanie o tajemniczość i barwny język ukazały kunszt i precyzję pisarza . Peanów na ten temat głosić jednak nie będę, bo oczarowania nie doznałam. Chętnie poznam Twoją opinię jeśli przeczytasz :)

Ktoś zapyta 'Skąd w takim razie wziął się tytuł dzisiejszego posta?' Z opisów maluje się tragiczny obraz molestowania młodych chłopców przez mistrzów miniatur. Był do częsty i wręcz powszechnie akceptowany proceder, co mierzi mnie przeokrutnie, a mój bunt przejawił się w kontrowersyjnym tytule.

Po obszernej lekturze przyszedł znów czas na zbiór opowiadań. Tym razem pióra jednego z moich ulubieńców E.E. Schmitta. O jakim tytule? Tego dowiesz się już niebawem. Bardzo efektywnego tygodnia i miłego czytania niezależnie od tego co zabierasz ze sobą do łóżka;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz