środa, 28 listopada 2012

Wycieczka rowerowa Gdynia-Sopot part II by veronique on 12 czerwca 2012 at 11:30


Nadszedł czas, żeby dokończyć Wam tę historię..
Opuściłam Sopot w błogim (cóż za ulotny stan zwłaszcza nieświadomości) nastroju. Ścieżka rowerowa ( juz ta właściwa) okazała się fenomenalnie zielonym i sielskim „tunelem” z całą kaskadą roślinności. O przystojnych rowerzystach i rollkowcach nie wspominając  Jednym słowem widoki na 5+.
Podejrzewam, że to nikogo nie zdziwi, ale znów przegapiłam wjazd na odpowiednią ścieżkę i takim sposobem dotarłam do końca jakiejkolwiek możliwej do pokonania w miarę realnych warunkach drogi. Zobaczyłam przed sobą tylko gdyński klif i cóż.. jedynym wyjściem był spacer po plaży. W innych okolicznościach byłabym wniebowzięta, ale wtedy.. Nie myśląc za wiele, zdjęłam byty przewiesiłam je przez ramę i podążyłam w kierunku Gdyni. Turyści wędrowali z kijkami, psami…a ja  wyglądałam jak tragarz:) Przewieszone przez szyję zakupy ciążyły mi jak pętla. Rower stawał się coraz cięższy..Moja twarz i kark coraz bardziej wilgotne od potu. Nie spięte włosy przyklejając mi się na wszelki możliwy sposób utworzyły mozaikę na moim czole i twarzy..Ale szczerze powiedziawszy miałam to w … chciałam tylko jak najszybciej dojść do celu, mając nadzieję, że ten wysiłkowy spacer plażą to już ostatni trudny etap trasy. Nic bardziej mylnego, ale o tym za chwilę.
Idąc dalej na krańcowym wyczerpaniu,spoglądając przed siebie zauważyłam mężczyznę. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego. Wystawiony twarzą w stronę słońca jakieś 10 m od brzegu, łapał promienie. Pomyślałam ” O facet ubrany cały na beżowo” jednak szybko dotarło do mnie jaką to było durnotą. Pan nie robiąc sobie nic z otaczających go ludzi był nagi:/Jedynie krem z filtrem(jak się domyślam) na jego.. go osłaniał.  Super, jeszcze jakiś zboczeniec dobrze po 60-ce . Tu apel Panowie do Was. W takim wieku obserwacja męskiego fizis to żadna przyjemność, ba nawet spora nieprzyjemność i dyskomfort!!  Swoją uwagę postanowiłam skupić na czymś innym, czyli obłędnie zielonych kamieniach.
Niezwykłe prawda?  Czy myślicie, że w Sopocie lub Gdyni jest plaża nudystów? Nie? Ja też myślałam, że nie. W sumie sprawdziłam, że nie.  Jednak  nie wszyscy się do tego stosują.Jak widzicie na załączonym obrazku do Gdyni było jeszcze daleko.. a ja już miałam serdecznie dosyć. Szłam, szłam aż doszłam do wejścia nr 39 (chyba to ten nr). Ujrzałam leśną dróżkę  i na samą myśl, że mogę zejść z plaży i przestać zapadać się z całym majdanem(pozdrawiam Pana Radosława) w piasku, nabrałam nowej energii. Na boso, po szyszkach, robaczkach dotarłam do pnia, by doprowadzić się chociaż odrobinę do ładu, założyć buty i ruszyć dalej. Stwierdziłam, że nie będę się już przejmować , ważniejsze dla mnie jest to by się nie „zaparzać”  i zostałam tylko w spodenkach i koszulce-bieliźnianej. Przyjemnie mknęłam ostatkami sił na dwukołowym „rumaku” widząc już cel podróży. Nie myślałam, że aby dotrzeć do niego potrzebne mi będą umiejętności wspinaczkowe:/Z miną zrozpaczonej frustratki spojrzałam na kilkunastometrowe wzniesienie do pokonania..Były schody a jakże..a gdzie alternatywa dla zmęczonych, spoconych rowerzystów? Brak! Miałam dwa wyjścia. Albo wciągnę ten „leciutki” rower na górę, albo zostanę tam forever. Podobno męcząca jest pielgrzymka do Częstochowy:/ oportunistom polecam takie ekstremalne wejście. Grzechy będą odpuszczone. Zasapana, obdrapana weszłam na szczyt. Tego wzniesienia i swoich realnych możliwości fizycznych..Byłam szczęśliwie w Gdyni-Orłowie po „uroczej” wyprawie rowerowej! Jak się czułam, jak wyglądałam i o czym marzyłam nie będę Wam opowiadać. Możecie ruszyć swoją wyobraźnię i dopisać resztę..
Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich takich „szczęśliwców” jak ja, Pana w „beżu” i Madzię-właścicielkę miejskiego, ale jakże hardcorowego jednoślada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz